13 września 2007, 09:35
-A wiecie to, że zmarło się dziwakowi Józefowi spod lasu?
-A jakże, dyć wczoraj był jego pogrzeb.
Rozmównicy zasępili się nieco.
-Mało ludzi było na pogrzebie…
-A i ksiądz szybko ceremonię odprawił.
-Cóż, zmarło się chłopinie.
-O jednego dziwaka mniej…
-Słyszeliśta to…-jeden z gospodarzy bliżej przysunął się do kompanów- że odbywając przychówek przewrócił się i na gnoju umarł!
-No i co z tego?- zapytał się któryś zniecierpliwiony.
-Ano to, że go dopiero po tygodniu znaleziono, jak już cuchnął, a robaki mu gębą wyłaziły.
-Przecież i tak mało kto do niego zaglądał, sam mieszkał, w kościele się nie pojawiał- zauważył ktoś.
-Dziwak!
-Dziwak!- przytaknęło zgodnie parę osób.
-Słyszeliśta też, że z ludziskami nie gadał, a na nasze zwierzęta pomór zesyłał?!
-Ooo, Antek. Masz rację, nie dalej jak tydzień temu zdechła mi krowa…
-A mi ciele się udusiło…
-Ja swego psa zabić musiołem…
-Ech, ale on był już stary.
-Ale zawsze strata.
-Wiecie co?- poruszył się chłop zwany Antkiem- trza mu odpłacić za nasze krzywdy! Nie popuścim mu tego!
-Ale co zrobić, dyć już leży pochowany…
Antek zmarszczył brwi, było znać, że alkohol uderzył mu już do głowy.
Inni podjudzali go:
-Antek! Pamiętaj o nas, i za to co on nam zrobił, dyć i od ciebie Kryśka odeszła.
-Bo ją bił- odezwał się ktoś, lecz wnet został zakrzyczany.
-Antek! Odpłać dziwakowi, niech go nasza zemsta i w piekle dosięgnie!
Antek wstał, zsiniałymi z gniewu ustami wyszeptał:
-Dostanie on za nasze krzywdy, dostanie…Wiem!- wyciągnął nóż zza pazuchy-ubiję go w grób, niech wie, że nie zapomnieliśmy o nim!
Czem prędzej wybiegł z gospody. Za nim podniósł się gwar rozjuszonych, podpitych współbiesiadników.
Opuszczając gorącą atmosferę w gospodzie Antek jakby spokorniał, już mu się tak nie spieszyło do celu.
Było już całkiem ciemno, w dodatku zaczął padać deszcz. Ociągając się, zawrócił do chałupy i zabrał jakąś kapotę, byle jako tako ochronić się przed dżdżem. Wymacał nóż przy boku, poprawił go i…ruszył na cmentarz.
Wzmógł się wiatr, deszcz zaczął z lekka zacinać, pojawiła się mgła. Przytrzymując rękoma rozwiewaną przez wiatr kapotę podążał Antek przed siebie.